Tajwański FAQ

Mój blog staje się coraz bardziej popularny (dziekuję za odwiedziny i komentarze), i coraz więcej na blogowego maila przychodzi pytań od osób chcących wyjechać na krócej i dłużej. Ba, było ich ostatnio nawet więcej niż zwyczajowego spamu proponującego mi powiększenie penisa, udział w loterii o zieloną kartę i wielkie sumy w dolarach w zamian za pomoc w wyciągnięciu środków z Nigerii.
Pojawił się zatem pomysł na zamieszczenie listy najczęstszych pytań i odpowiedzi. Zatem - zapraszam głodnych wiedzy do mego krynicznego źródełka informacji.

CZĘŚĆ I PODRÓŻ I PRZYGOTOWANIA

Chcę jechać na Tajwan. Jakie dokumenty muszę uzyskać?
Paszport i bilety, w tym bilet wylotowy z Tajwanu. Tajwan ma umowę z Polską o ruchu bezwizowym, więc jeżeli planujesz pobyt krótszy niż 90 dni , to wystarcza całkowicie. Jeżeli planujesz dłuższy pobyt, to - albo po 89 dniu udajesz się na krótką wycieczkę na Filipiny/ do Japonii/ do Korei /do Hongkongu /do Makau lub w inne urocze miejsce (mi się trafił raz wyjazd do Palau w rewelacyjnej cenie), albo przystępujesz do proceudry wizowej według zasad okreslonych przez Biuro Tajpej.
Jakiś czas temu zmieniły się przepisy i obecnie można pozostać na Tajwanie dowolną ilość czasu, natomiast nie wszyscy celnicy i pogranicznicy tajwańscy przyswoili takie rewolucyjne info, i czasem zdarza się wiele dziwnych pytań "czemu, na co po co i dlaczego". Wówczas należy grzecznie posłać funkcjonariuszy do diabła, albo do przełożonego i z przełożonym wyjaśniać sprawę. Warszawskie Biuro Handlowe w Tajpej zadeklarowało wsparcie moralne i telefoniczne, więc można śmiało do nich uderzać na podane numery telefonu.
Jaką trasę polecasz, jakie linie lotnicze?
Właściwie każde, poza narodowym tajwańskim przewoźnikiem China Airlines (chamowate stewardessy i mały limit bagażu) i Malaysia Airlines (to z przyczyn oczywistych). Rozważyłabym też solidnie opcję lotu Aeroflotem z uwagi na niezbyt dobre połączenia z długim czasem oczekiwania w Moskwie. Poza tym linie trzymają zbliżony poziom cenowy i serwisowy, czas lotu z Warszawy do Tajpej to od około 18 do nawet 36 godzin. Lotów bezpośrednich brak. Poza sezonowymi promocjami ChinaEastern i ChinaSouthern (uwaga! nie zawsze stewardessy mówią przyzwoitym angielskim) sensowną opcję oferuje Emirates. Ceny biletów - circa 2500 PLN w górę za bilet w obie strony.

Jakie szczepionki będą konieczne?
Właściwie żadne. Ja doszczepiałam się na WZW (żółtaczkę) i tężec, hipochondrycy z nadmiarem funduszy mogą zaszczepić się na japońskie zapalenie mózgu i grypę. Leki przeciwmalaryczne nie są konieczne, natomiast na dengę (spotykaną głównie na południu Tajwanu) - szczepionki brak. Tajwan jest krajem rozwiniętym, w miarę czystym, HIV nie lata tam w powietrzu, a grypę zazwyczaj leczą ekspresowo, z SARS mają trochę więcej zachodu - ale też mają tam spore doświadczenie.
Dla tych co chcą zostać dłużej - może okazać się konieczne szczepienie na różyczkę lub odnalezienie starej karty szczepień. Dokładne wymogi są na kwestionariuszu do wizy, tuż obok pytań odnośnie gruźlicy, owsicy, tasiemca i trądu.
Co z ubezpieczeniem? Karta EKUZ czy jakieś dokumenty z Polski wystarczą w razie wypadku?
Niestety, nie. Gdy planujesz pobyt powyżej 6 miesięcy i uzyskasz stosowną wizę, możesz przystąpić do NHI - czyli tajwańskiego NFZ. Z tego co kojarzę, nie wolno ci wtedy przez 6 miesięcy opuścić wyspy i po 6 miesiącach trafisz w trybiki tajwańskiej biurokracji. troszkę inaczej jest, gdy jedziesz tam pracować, i masz już wize pracowniczą, wówczas pracodawca załatwi sprawy z NHI. Polecam ubezpieczenie się w Polsce na planowany okres pobytu (lub to początkowe 6 miesięcy), nawet jeżeli pracodawca twierdzi, że to załatwi. O Tajwańczykach można powiedzieć wiele dobrego, ale też w mojej ocenie - lubują się w słodkich kłamstewkach na wyrost i nie są zbyt odpowiedzialni (oczywiście, istnieją wyjątki).
Jest to o tyle ważne, że służba zdrowia na Tajwanie jest płatna. Z kartą NHI - taniej, bez karty wielokrotnie drożej, porównywalnie z polskim "prywatnie, cena standard".

Chcę zabrać swojego pupila, bo może się za mną stęsknić. Jak to zorganizować?
Sama nie zabierałam żadnych zwierzaków, natomiast moja koleżanka miała przeprawy ze swoim kotkiem. Nie ma tak dobrze jak w EU, czyli... czeka zwierzaka kwarantanna, w Polsce i na Tajwanie. Obowiązkowe będzie też szczepienie na wściekliznę. O szczegóły najlepiej pytać na informację lotniskową.

Czego nie mogę zabrać na Tajwan?

Generalnie lista towarów zakazanych dostępna jest w internecie. Nie ma specjalnych obostrzeń odnośnie żywności - poza świeżymi owocami i warzywami i chyba mięsem. Natomiast, gdyby komuś przyszło do głowy zabrać polski specjał czyli makowiec - może mieć poważne problemy. Tajwan leży w rejonie "złotego trójkąta" i sprawy narkotyków są traktowane poważnie, do kary śmierci włącznie. Mak jest uznawany za surowiec narkotyczny - do głowy Chińczykom się nie mieści, że jacyś Polacy na końcu świata robią z niego pyszne ciasto i używają do dekoracji chlebusia tudzież obwarzanków, sprawdzałam -pokazywałam i nasze ciasta i na makowiec mieli oczka jak denka od słoików wielgachne. Po lotnisku chadzają wesołe pieski z bardzo miłymi przewodnikami i dokładnie obwąchują podróżnych oraz bagaże. Ja przewoziłam lekarstwa normalnie, bez żadnych papierów (ale były to witaminy i suplementy, a nie psychotropy czy silne środki przeciwbólowe), natomiast kolega w związku z lekami na alergię odbył drogę krzyżową po rozmaitych instytucjach w celu certyfikacji i poświadczeń, na wszelki wypadek.
Osobna sprawa to wszelkie spraye typu lakiery do włosów czy gaz pieprzowy. Lecąc przez Hongkong, można się spodziewać konfiskaty takiego wynalazku.  No i miłośniczkom biżuterii z muszli radzę uważać. Raz mi przegarnięto bagaż od góry do dołu szukając - kokainy. A to tylko moja bransoletka z muszelek dała taki obraz na skanerze...
Natomiast - małe ilości żubrówki, czekolad, ptasiego mleczka, pierników, krówek i nawet "gorących kubków" są mile widziane i przez sprawdzanie przechodzą bez problemu.
!! Warto przed wylotem sprawdzić listę towarów zakazanych, bo czasem się zmienia... I lepiej nie przeżyć zonka po przylocie, widząc naszą walizunię z wielkim krzyżem oznaczającym "do sprawdzenia/niebezpieczne"

Co zabrać na Tajwan?

Zależy o jakiej porze. Na Tajwanie dla nas panuje lato / wczesna jesień /późna wiosna
- ubrania - głównie letnie, choć przyda się też wiatrówka z długim rękawem (na skuter), długie spodnie, jakiś sweterek lub bluza i chusta typu paszmina - to na szalejącą klimatyzację. W porze zimowej - jeszcze jedną bluzę i grubszą kurtkę (nasza "przejściówka" może być OK lub ciut za gruba). Ogólnie polecam lekkie, cienkie - ale dosyć długie bluzki, tuniki z długim rękawem, spódnice i spodnie do kostek, przy czym ja się parę razy poparzyłam słońcem, jak ktoś leci pierwszy raz i na krótko, to się będzie chciał "nachapać" słońca i opalenizny na zaś.
- buty - sandałki, klapki, ewentualnie baletki i adidasy lub lekkie trekkingi dla miłośników spacerów po górach. Generalnie - królują japonki, i każdy szybko się do nich przekonuje. 
- z kosmetyków - towarem deficytowym (albo wyjątkowo drogim) jest dobry płyn do higieny intymnej. Także krem z mocnym filtrem się przyda (ja używam SPF 50, mineralnego), bo tutejsze to jakieś wodnisto- żelowe badziewie, które daje radę pod makijaż, ale na plaży już niekoniecznie. Krem po opalaniu - też wskazany, gdy lekceważy się zwrotnikowe słońce. Szampon zwiększający objętość to ewenement na Tajwanie - tutejsze włosy są grube i nie potrzebują "dopuszania", więc jak ktoś potrzebuje się nastroszyć tak jak ja i mysich włosków pięć - to może zabrać swój szampon. Farbę blond - bo lokalne to zabójstwo dla cienkich włosów europejskich, towar zwany szumnie "farbą blond po tajwańsku" to perhydrol w stężeniu pozwalającym na tankowanie do łodzi podwodnej. Resztę kupimy na miejscu, czasem ciut drożej.
- leki i suplementy - to już według uznania, ja zawsze biorę multiwitaminę, coś na żołądek jakby mnie dopadła "zemsta mandaryna" - przy czym mam legendarny już żołądek strusi, i mogę jeść wszystko - a mandaryn paluchy obgryza z frustracji, jakieś tabletki/saszetki na przeziębienie (w sezonie klimatyzacyjnym łatwo o to nad podziw). Można zabrać też coś na jetlag, jakieś lekkie tabletki nasenne potrzebne do wyrównania różnicy czasu.
- z dziwnych gadżetów - moim strzałem w 10 okazał się preparat do dezynfekcji klimatyzacji, bo o takim dziwnym obowiązku prozdrowotnym na Tajwanie słyszano, ale traktuje się go w kategorii legendy. A że  bez klimy czasem ani rusz, zwłaszcza w lecie, to dla każdego nienawykłego do grzybów w powietrzu Polaka taki preparat może być zbawieniem. Na zimę z kolei ideałem okazał się pledzik z Ikei - małe, lekkie a grzeje gdy kołdra nie wydala.
Warto kupić na allegro przełączki do kontaktów, te tajwańskie są "amerykańskie" na dwa płaskie bolce z dziurkami i polskich okrągłych ładowarek nie wetkniemy tam nawet młotkiem. Na Tajwanie można je kupić, ale w PL wyjdzie połowę taniej.
Nie warto natomiast zabierać suszarki/prostownicy/depilatora/golarki elektrycznej - napięcie w gniazdku jest o połowę słabsze, więc sprzęt zamiast hulać będzie ledwo dychał.

Jakie prezenty przygotować dla Tajwańczyków?

Ciężko powiedzieć. Ja zazwyczaj z polskich produktów daję - Ptasie Mleczko, Prince Polo, żelki z Lewiatana (duża torba, żelka z dżemem w środku), niektórym smakuje barszcz czerwony z torebki lub gorące kubki grzybowe. Czekoladki Wedla jogurtowo-owocowe lub te o smaku kasztanków. Bardzo podobały się kosmetyki z bursztynem (są takie zestawy upominkowe). Dobrym pomysłem dla koleżanek była biżuteria z sieciówki lub jakiś drobiazg z logo HM lub Zara - im większe logo tym lepiej. Nawet koszulki z dwupaka z HM wzbudziły wielki entuzjazm ... Koleżanka tylko poszła do krawcowej ją trochę poprawić - żeby logo nadrukowywane na plecach po wewnętrznej stronie znalazło się w bardziej eksponowanym miejscu.
 Dobrym pomysłem są folkowe, kolorowe drobiazgi - kubek z kogutkami, zawieszki, bransoletki (uwaga, nie każda Tajwanka ma przebite uszy, więc ostrożnie z kolczykami), skrzyneczki. Ostatecznie - magnesy na lodówkę z Waszego miasta, kubek z widoczkiem. Jedna z moich tajwańskich znajomych zakochała się w aniołkach z masy solnej, inna - w biżuterii z pawich piórek.

CZĘŚĆ II JESTEM NA TAJWANIE I...

Jak zapłacę za cokolwiek? Ratunku? 

Płatność kartą to mimo wszytko rzadkość w tym hi-tech kraju. No dobra - da się płacić w większych sklepach, Tajwańczycy posiadają rzecz jasna karty płatnicze - ale służą one głównie do zakupów przez internet i wypłacania kasy z bankomatu. Zatem, przybyszu znad Wisły co robić?
- Mieć gotówkę w EUR, USD lub innej walucie wymienialnej na Tajwanie i wymienić na lotnisku w całodobowym okienku bankowym. Na Tajwanie rzadkością są kantory znane z Polski, walutę wymienia się w banku, zazwyczaj z symboliczną marżą (ale to trzeba sprawdzić - mi zarówno MEGA jak i Bank of Taiwan nie doliczały ani grosza prowizji przy wymianie waluta->doary tajwańskie.
- Można próbować wypłat w bankomatach i liczyć na łut szczęścia. Nie polecam jako pierwszej metody zaopatrywania się w gotówkę. Po pierwsze, nawet przy wypłacie z konta walutowego przeliczenie waluta->dolar tajwański może być niezbyt korzystne, podobnie może nas niemiło zdziwić prowizja za przewalutowanie. Po drugie - standardem jest, że bankomat tajwański polską kartę wypluwa.
! Ponoć - bankomaty w 7-Eleven nie wypluwają karty tylko gotówkę. Podobnie bankomaty city banku, ale one już nie zawsze. Generalnie rada tubylca - próbować do upadłego, i nie zwracać uwagi na fochy maszyny. Dziś nam powie że błąd, a jutro obdaruje kasą :D
Złotówek na dolary tajwańskie bezpośrednio nie wymienimy nigdzie. Ani w Polsce, ani na Tajwanie.

Jak poruszać się po mieście?
Jak w Polsce. Metro autobus, pieszo i znowu. Szczęśliwcy posiadający międzynarodowe prawo jazdy kategorii A mogą wypożyczyć sobie skuter, nieszczęśnikom bez tego dokumentu pomóc mogą znajomi i podstawić skuterynkę. Zapaleńcom i osobom z mocnymi płucami polecam rowery - bardzo tanie na Tajwanie.
Autobusy miejskie - jeżdżą różnie, najczęściej średnio punktualne. Za to posiadają klimę a w zimie gorący nadmuch. Wsiadamy przednimi drzwiami (czasem te "przednie" znajdują się pośrodku autobusu) i albo odbijamy bilet z karty miejskiej, albo płacimy monetkami. W Kaohsiung przejazd kosztował mnie chyba 12 kuajów - ale to było dawno temu. Autobusy często posiadają zmyłkowe numery (np 12 i Red12 oczywiście jadące w zupełnie inne miejsca) i trasy zawiłe jak niuanse chińskiej kaligrafii. Nazwy przystanków czytane są podczas jazdy po chińsku i angielsku, czasem też się wyświetlają. Za to same przystanki mogą być trudne do wypatrzenia, bo oprócz swojskich budek - bywają takie w formie słupa z częściowym rozkładem.
Metro - zbawienie Taipei i Kaohsiung. Relatywnie bezpieczne (poza wypadkami gdy jakiś świr chce wyrazić ból istnienia i żga w tym celu pasażerów metra. W miarę tanie, zawsze chłodne, czyściutkie, punktualne i szybkie.
Skuterynka - nie będę powtarzać tego, co już napisałam o możliwościach tajwańskiego skutera


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...